Będziemy przerabiać świńskie odchody na prąd
Staropolskie przysłowie powiada, że z g... bata nie ukręcisz. Bata może nie, ale elektrownię? Świńskie odchody mogą być cennym, bo ekologicznym źródłem prądu. Także w Polsce.
Na początku XVIII w. Jonathan Swift opisywał w "Podróżach Guliwera" uczonych mieszkańców wyspy Laputy, którzy usiłowali przerobić ludzkie odchody z powrotem na żywność. Temat użyteczności odchodów pojawił się też w filmie science fiction "Mad Max: pod Kopułą Gromu". Samotnik Mad Max, grany przez Mela Gibsona, przemierzając opustoszały świat pogrążony w kryzysie energetycznym, ze zdziwieniem dowiaduje się, że w jednej z ludzkich kolonii źródłem zasilania jest metan ze świńskich odchodów. Wizja z "Mad Maksa" to dziś rzeczywistość.
Duńska firma Poldanor hoduje w północnej Polsce 200 tys. świń. Jedna świnia produkuje dziennie ok. 5 kg gnojowicy, czyli po prostu odchodów. Gnojowica jest dla świńskich farm sporym problemem - przede wszystkim dlatego, że śmierdzi i naraża firmy na protesty okolicznych mieszkańców. Za smród odpowiedzialny jest zawarty w gnojowicy metan, który przecież można wykorzystać jako surowiec energetyczny i przerobić na prąd. - W Danii jest w tej chwili 45 biogazowni - opowiada Grzegorz Brodziak, wiceprezes Poldanora. - Ale największym producentem są Niemcy, którzy mają ponad 3 tys. instalacji.
Pierwszą w Polsce biogazownię wytwarzającą prąd przy udziale świń Poldanor otworzył dwa lata temu w Pawłówku, kilkadziesiąt kilometrów od Słupska. 9,2 tys, świnek produkuje 25 tys. ton surowca energetycznego rocznie. "Moc" jednej dorosłej świni to 0,5 kilowata energii elektrycznej dziennie. Biogazownia w Pawłówku ma moc 1,5 megawata - to wystarczy, żeby zapewnić prąd dla osiedla 350 domków jednorodzinnych. - Niedługo otwieramy kolejną biogazownię, w sumie planujemy wybudowanie 14 - mówi Brodziak.
Także polskie firmy zamierzają inwestować w przerabianie świńskich odchodów na prąd. Jedną z nich jest Zeneris.
- Perspektywy dla tego rynku są bardzo interesujące - mówi prezes firmy Marek Perczyński. - Po pierwsze, wchodzi w życie obowiązek trzymania gnojowicy w zakrytych zbiornikach, więc rolnicy i tak będą musieli w nie zainwestować. My oferujemy dużo lepsze rozwiązanie. Drugi powód - Polska musi wypełnić unijne wskaźniki zużycia energii z odnawialnych źródeł - do 2010 r. powinniśmy wytwarzać 7,5 proc. energii elektrycznej, do 2010 aż 20 proc. Za niewypełnienie tych wskaźników elektrowniom grożą wysokie kary. To dlatego niemal cała polska energetyka inwestuje na potęgę w elektrownie wiatrowe. Ale zdaniem Perczyńskiego biomasa bardziej służy gospodarce - po pierwsze, operatorzy sieci energetycznych z rezerwą podchodzą do elektrowni wiatrowych, bo powodują rozchwianie sieci - wiatr wieje albo nie, a prąd jest zawsze potrzebny. Po drugie, przy produkcji prądu z biomasy zatrudnia się znacznie więcej ludzi. Zarobią nie tylko rolnicy hodujący świnie, ale także uprawiający rzepak i kukurydzę. Słomę rzepakową i kukurydzianą ładuje się bowiem do pieca razem z gnojowicą, żeby zwiększyć "energetyczność" surowca.
Według danych GUS w Polsce mamy 16 mln świń. Gdyby wszystkie oddały swój "surowiec" na ołtarzu potrzeb energetycznych kraju, można by uzyskać 8 tys. megawatów mocy. Dla porównania największa w Polsce elektrownia Bełchatów ma 4,4 tys. megawatów. Ale wykorzystanie wszystkich świń jest oczywiście nierealne. - Próg opłacalności instalacji biogazowni zaczyna się przy gospodarstwie liczącym 500-600 świń lub krów - tłumaczy Perczyński. Takich gospodarstw jest od 3 do 4 tys. - Będziemy także współpracować z małymi i średnimi firmami, które chciałyby instalować biogazownie - mówi Perczyński. Wkładem Zenerisu ma być technologia i doświadczenie. Firma łączy się właśnie z NFI Foksal i zadebiutuje w ten sposób na warszawskiej giełdzie, kończy też budowę własnej biogazowni w Skrzatuszu koło Piły. Tam jednak surowcem nie będzie świńska "produkcja", lecz odpady z miejscowej gorzelni. To także znakomite źródło energii, a w Polsce jest kilkadziesiąt małych gorzelni, które mogłyby wytwarzać również prąd.
Biogazownia zbudowana wg najnowszych technologii to prawdziwe perpetuum mobile. Metan zawarty w świńskim "wsadzie energetycznym" zostaje przerobiony na prąd, woda ulatnia się do atmosfery, a pozostałości, czyli m.in. potas i azot, wracają na pole jako nawóz.
Barierą dla rozwoju biogazowni są wysokie koszty. - Najprostsza o mocy 200 kilowatów kosztuje ok. 2 mln zł, biogazownia o mocy 2 megawatów, a mamy takie w planach, to wydatek już kilkunastu milionów- mówi dyr. Brodziak z Poldanoru. Co gorsza, choć Unia Europejska promuje inwestycje w odnawialne źródła energii, to w naszym kraju pozyskanie unijnych pieniędzy na "świńskie" elektrownie nie jest proste. - Próbowaliśmy pozyskać finansowanie ze środków unijnych, ale mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego programu operacyjnego - opowiada Brodziak. - W jednym nie wpisano takich inwestycji w ogóle, w innym - wpisano, ale tylko dla małych i średnich firm. My tymczasem jesteśmy firmą dużą. Mamy nadzieję, że programach operacyjnych na lata 2007-14 coś się zmieni.
- Polska powinna stawiać na biomasę i powinny być tam kierowane unijne fundusze - mówi prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej, były prezes Polskich Sieci Energetycznych. - To jest także ważne dla stabilności systemu energetycznego.
źródło: Gazeta Wyborcza
Dodaj komentarz:
Wasze komentarze:
Aktualnie brak komentarzy
- FORMULARZ KONTAKTOWY / ZAPYTANIE OFERTOWE